Not logged in | Log in | Sign Up
Po części to zrealizowano w latach 90., jednak ze szkodą dla komunikacji. Wprowadzono deptak na Krakowskim Przedmieściu, jednak z braku środków nie zbudowano sieci trolejbusowej dla trasy objazdowej na ul. 3 Maja. W których miejscach brakowało Ci przystanków w centrum? Nie słyszałem chyba na to narzekań?
Odległości 700-800 metrowe są moim zdaniem przesadzone dla centrum miasta. A tak jest np. na ciągu komunikacyjnym: Zamojska - Plac Wolności - Okopowa. Doskwiera również "późna" lokalizacja Bramy Krakowskiej 04, która zmusza do cofania się w stronę Starego Miasta.
Tyle że tam autobusy jeżdżą naokoło omijając zamknięty odcinek Krakowskiego Przedmieścia, więc z przystanków nie jest tak daleko do miejsc docelowych, jeśli mówimy o tym samym
Lublin niestety poległ w cieniu niedofinansowania komunikacji miejskiej oraz jej fatalnej organizacji. O samej infrastrukturze można dyskutować, o ile wyeliminuje się podstawowe problemy organizacyjne - beznadziejne interwały czasowe, w jakich kursują praktyczne wszystkie linie, wycieczkowe trasy, dostosowywanie tras do budowanych/remontowanych dróg na zasadzie "aby coś tamtędy jeździło", idiotyczne buspasy wytyczone tylko dla pozyskania środków unijnych, bezużyteczność węzłów przesiadkowych (z jednej strony buduje się parkingi P&R do przesiadek, z drugiej obciąża się osoby spoza Lublina wyższymi kosztami opłat przy zakupie biletów okresowych, zostawienie auta na obrzeżach miasta nie uprawnia do tańszych/bezpłatnych podróży). Inwestycje w nowoczesny tabor i polityczne zwolnienie z opłat pasażerów w określonych grupach wiekowych nie zmienią tego, że organizacyjnie widzę klapę na pełnej linii i nie zamierzam rezygnować z dojazdu gdziekolwiek własnym autem.
Żeby nie być gołosłownym - dojazd na uczelnię autobusem zajmuje mi trzy razy więcej czasu niż autem, do pracy już niemal cztery razy, przy założeniu równoczesnego startu, gdzie wszystkie punkty znajdują się w teoretycznie dobrej lokalizacji. O czasie oczekiwania na przyjazd autobusu nie będę nawet wspominał.
Sama polityka taborowa to również ogromne nieporozumienie, inwestycje w autobusy elektryczne zamiast w pojazdy o charakterystyce gdyńskich gepardów, wyprzedawanie za grosze kilkuletnich trolejbusów w związku z ich nadmiarem. Można się tak rozpisywać do jutra.
Mikołaj niestety taka jest rzeczywistość prawie wszystkich miast w Polsce. Mało decydentów traktuje komunikację miejską poważnie. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie UE.
Interwały czasowe to kwestia obniżenia dofinansowania komunikacji w warunkach obniżenia dochodów samorządów (polityka państwa), przy zachowaniu standardu usług. Oraz polityki ustępstw wobec roszczeń i stopniowego uruchamiania coraz większej ilości linii, co wcale nie wiadomo czy poprawia komunikację.
Według mnie tak jak zwracasz uwagę kluczowa jest duża częstotliwość kursowania podstawowych linii - to podstawowe co buduje atrakcyjność komunikacji.
Przy obecnej technice i rozbudowaniu sieci śmiało można było zakupić trolejbusy z dużymi bateriami do użytkowania w reżimie takim jak obecne elektrobusy, z ładowaniem pod siecią.
Wyprzedawanie trolejbusów 10-letnich to kwestia braku konsekwencji i niewłaściwego planowania. Około 2009 r. w gotowym już projekcie trolejbusowym wiceprezydent Lublina wykreślił centralny odcinek na ul. 3 Maja. W tej sytuacji zakup trolejbusów bez baterii w 2011 r. przez MPK stawał się nie do końca sensowny. Później przyjęto politykę remontu dróg przy demontażu sieci, co wymuszało użytkowanie baterii lub agregatów przez wiele miesięcy w roku.
W kwestii obniżenia samorządowych dochodów, polityka obecnego rządu centralnego jest jaka jest, wiadomo.
Ale kluczowym złoczyńca w tematyce lubelskiej komunikacji to jednak organy i figury samorządowe, bo to w końcu te lokalne elity decydują "co, jak, gdzie i kiedy."
I to nie jest konieczne problem ostatnich kilku lat, tylko raczej kilkadziesiąt. Ustrój może się zmienił, ale summa summarum, beton to beton, bez względu jaka ich orientacja polityczna.